czwartek, 29 listopada 2007

Yoyogi cd.

W Yoyogi koen...





Stacja JR Yoyogi, nigdy nie probujcie z niej iść do parku Yoyogi! Chyba, że macie duuużo czasu ;-)


Kyoś jeszcze pamięta polski Komputerland??

środa, 28 listopada 2007

Yoyogi park


Nie ma to jak dzieckiem Być!




To takie magiczne miejsce w parku Yoyogi, gdzie liście co 5-10 minut same zaczynają latać w górę. Atrakcja dla dzieci zafundowana przez konsorcjum metra tokijskiego :D

piątek, 18 maja 2007

Druga strona medalu czyli.........ONNA W JAPONII

REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA


ONNA W JAPONII


REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA

czwartek, 17 maja 2007

Z synem w oknie


Nasza kolacyjka



Autoportret synka, Alka, pierwszy w jego życiu.

środa, 16 maja 2007

Aburatsubo czyli 油壺 czyli Morisan place!


To zdjęcie i film jeszcze z kwietnia. Alek pierwszy raz w wodzie, w oceanie Spokojnym. Pacyfik zaliczony ;-)



Grill u Morisana, urodziny UG.



Nasz widoczek z plaży.



Czy będzie z niego perkusista?

piątek, 27 kwietnia 2007

Wspomnień czar.........


Centrifuga, Zakopane, zima 2007, Wiesiek i Leszek (braciszkowie moi, dwaj z pięciu).


środa, 25 kwietnia 2007

Autobusy i tramwaje...

Dziś rozkład jazdy autobusów wraz z cennikiem gdzieś w prowincjonalnej części Japonii.


Częstotliwość odjazdów pozwala Japończykom nie myśleć o godzinie wyjścia z domu. Zawsze się coś trafi...


Co więcej, taka sama sytuacja panuje na lotnisku Haneda, jeśli chcesz polecieć gdzieś powiedzmy do Sapporo, po prostu jedziesz na lotnisko i kupujesz bilet jak kupuje się bilet na pociąg. Ilość odlotów pozwala w nagłych wypadkach zapomnieć o obowiązku wcześniejszego planowania.




Sam nie wiem jak to rozszyfrować, używam karty magnetycznej ;-D

wtorek, 3 kwietnia 2007

Hanami

Trudno dostatecznie opatrzyć zdjęciami wrażenia jakie wywołało u mnie święto Hanami.


Owszem słyszałem z kraju opinie, że nasze drzewka kwitną równie pięknie. Być to może, jednakże alejek, parków pełnych drzew wiśni (czy jabłoni które także pięknie kwitną) w Polsce nie widziałem (nie licząc sadów w których nikt w tym czasie nie urządza pikników). Poza tym gdy kwitnie „prawdziwa” sakura, tylko kwiaty są na drzewie (to najszlachetniejsze drzewka które Japończycy kochają). Nie wiem na pewno, gdyż nigdy w Polsce nie zwracałem na to baczniejszej uwagi, ale wydaje mi się, że nasze drzewka kwitnąc zaczynają już rozwijać liście.


Z rodziną, która dotarła 28 marca wybraliśmy się w niedziele do Jokohamy, gdzie jak zwykle uczyłem się 2 godzinki japońskiego, po czym udaliśmy się do Gumioji, gdzie mieszka Grzegorz by z nim, Włodkiem i Sławą (a także jednym psem i japonką) zatopić się troszkę w święcie Hanami.


Oden był niezły (jak stwierdziła Agatka), jakitori też (jak stwierdziłem ja), ekipa wspaniała (jak stwierdził mój 5 letni syn) jednym słowem baaaardzo pozytywna niedziela.


Drzewa wyglądały jak przyprószone śniegiem. Czasem trzeba było usuwać płatki wiśni z jedzenia ale to nie przeszkadzało nam wcale.


Dla mnie Hanami (O Hanami) to skrzyżowanie odpustu z piknikiem. Piwo po 500 jenów schodzi jak woda, jeden patyczek jakitori 2 razy droższy niż zwykle znika w regulaminowo rozwartych ustach raz na minutę, wszyscy bawią się świetnie.


Co prawda atmosferę psują czasem japońscy nadgorliwcy sprawdzający czy siedząc w pobliżu ogródka z kwiatkami nie traktujemy ich jak poduszek.


Ale to wszystko pryszcz.
W końcu zakwitły wiśnie.
Nowy rok fiskalny w Japonii rozpoczął się z wielką pompą.


Agatko i Alku, witajcie!!!





Wszystkie zdjęcia zrobione ręką Agatki. Drżącą jeszcze nieco z powodu poczucia występowania w roli "kosmicznego turysty" jak to zgrabnie ujął Wit.

piątek, 23 marca 2007

Żyjmy zdrowo!


Mieszkasz w mieście, masz miejskie automaty, mieszkasz na wsi, masz wiejskie. Ot cała Japonia, dostosowana do potrzeb i wymagań lokalnych społeczności. Pole i szklarnie gdzie te produkty powstają mieszczą się dokładnie za tym "automatem".



W Japonii miniaturyzacją dosięga wszystkiego. Tak wyglądają "małpie banany".

wtorek, 20 marca 2007

Miura penisula

Czasem spacerując brzegiem można poobserwować wędkarzy (przypominam, nie potrzeba żadnego zezwolenia!). Czasem ustawiają się w miejscach dosyć niebezpiecznych, czy może raczej bardzo „mokrych”. Niestety z serii zdjęć nie udało mi się pstryknąć otrzepującego się z wody wędkarza, ale wierzcie mi, trochę jej na niego poleciało.


Chyba są na to przygotowaniu, stroje to goretex od stóp do głów. Niemniej dziwi mnie samozaparcie z jakim stoją w takich jak to poniżej miejscach (lepiej bierze?).


W okolicy jest także kilka tras wycieczkowych, dla rodzin, i większość wyścielona TARTANEM! To był mały szok jak dla mnie ale na pewno miło jest pobiegać na takim podłożu. No i latarnie morskie. Wybrzeże wybitnie skaliste i mocno „powyginane” wiec latarni tu nie brakuje. To moja codzienność (nawet z okna laboratorium widzę jedna wyraźnie). Przywykam powoli do oceanu.






niedziela, 18 marca 2007

Być może...

Być może zostanę oskarżony o zbezczeszczenie flagi narodowej, ale proszę mi uwierzyć, nie chcę niczego bezcześcić. A zwłaszcza flagi mojej ojczyzny.


Ostatnie pół roku spędziłem w Japonii. Poznałem inną kulturę, innych ludzi, inny język (odrobinę poznałem). Wiele przykrych i wiele radosnych momentów tutaj przeżyłem. Bardzo zżyłem się z lokalną społecznością i bardzo ich polubiłem. Oni także odwdzięczyli mi się tym samym, pozwalając zbliżyć się do siebie, pomagając zrozumieć ten bardzo odmienny od naszego kraj. „Miłość rodzi się z poznania”. Tak oto i miłość do tego kraju pojawiła się w moim sercu. Nigdy nie byłem przesadnie zainteresowany kulturą i życiem Japonii. Nigdy moim marzeniem nie było mieszkanie tutaj, a cała podróż od początku miała być tylko naukową wyprawą po wiedzę i doświadczenie.


Być może zawiniła magia miejsca w którym się znalazłem (MMBS), być może pasja poznawania nowego i nieznanego, być może… cokolwiek to było, zmieniło mnie całkowicie.


Nie, nie chcę zostać i żyć tutaj, nie jest to ten rodzaj zauroczenia. Chcę natomiast jak długo tylko będzie to możliwe, utrzymywać kontakty z tym krajem, kiedy już wrócę do Polski. Przed sobą mam jeszcze półtorej roku w Japonii, tym razem już nie sam, już z rodziną. Czekam na nich pełen chęci „zainfekowania” i ich tym stanem umysłu który przedstawia symbolicznie flaga narysowana przeze mnie.


piątek, 16 marca 2007

Hakone


Tak wygląda góra Fuji widziana z pozycji gorących źródeł w Hakone. Naprawde sliczne widoczki.



Czarne jajka z Hakone. To bardzo gorące źródła z megadawką siarki (zapach naprawdę nieprzyjemny). Człowiek na zdjęciu co jakiś czas wkłada nowe kosze z jajkami i wyciąga już ugotowane na ........ czarno (twardo) jajka. Wg tutejszych wierzeń zjedzenie takiego jajko to 2 lata więcej życia. W każdym razie na pewno nie dla biednego kurczaka ;-)



W samochodzie z automatyczną skrzynią biegów hamowanie silnikiem jest chyba niemożliwe. Być może dlatego na wszystkich zjazdach z Hakone pobocza upstrzone są skoczniami dla samochodów.

Cud światłowodu

Tak, sporo zamieszania cały miesiąc, od jesieni wyczekiwanie.


Co rusz przy piwie ktoś stęknął „ech, od wiosny to będzie tu światłowód” i melancholijnie wlepiał wzrok w dal marząc o oglądaniu mangi na youtube bez konieczności wcześniejszego „załadowania”.


No i mamy światłowodowy internet!


Panie i Panowie! Od wczoraj mamy już światłowód!


A teraz kilka liczb.


Przed światłowodem prędkość oceniona przez www.numinon.com wynosiła około 100kb/s, teraz mamy, uwaga, uwaga... około 50 kb/s.


Gdzie tu sens, gdzie tu logika?


Jeszcze na dodatek koledzy słyszałem czyjeś relacje, że mu się faktycznie jakaś strona ze zdjęciami szybciej otwarła (boki zrywać nawet jeśli szybciej to pewnie zasługa pozostawienia przez nią tempów).


Zastanawiam się czy ktoś wyjaśni w końcu jak to ma być z tym światłowodem? Czemu jest wolniej? Niechże już będzie te 100 znów. W domu mam sieć sąsiada WiFi (korzystam incydentalnie gdyż bez hasła jest, głównie gdy chce pogadać na skypie z rodzinką) i prędkość 180kb/s. Czemu moja szacowna instytucja nie potrafi połowy tego dać?


Oczywiście, 50kb/s wystarcza do pracy, czasem tylko jak PDF jest dosyć ciężki (powyżej 500kb) trochę trzeba się naczekać. No i ładowanie stron wygląda trochę żałośnie. Ale w końcu nie jest to moja zasadnicza praca.


Jedyne co mnie gryzie to fakt, że miało być lepiej, a jest gorzej! Jak to możliwe w tak zaawansowanej technicznie Japonii? No jak?

piątek, 2 marca 2007

Jestem trochę na nie

Musze to napisać bo nie wytrzymam.


Mam tutaj jakieś 3 metry ode mnie japońskiego kolegę. Po doktoracie, starszy o dekadę. Wyglądem nie będę się tutaj zajmował chociaż z antropologicznego punktu widzenia jest to zagadnienie nader ciekawe. Zostawmy jednak wygląd, wszak każdy z nas może w pewnych kręgach zostać uznany za „innego” żeby nie powiedzieć „obcego”.


Zajmijmy się problemem jedzenia i towarzyszących temu odgłosów.


Przyzwyczaiłem się już do tego, że jak japończyk je sobę, udon, albo inny makaron (ramen) to siorbie na potęgę. To w połączeniu z czystym stołem wokół talerza, wydaje mi się teraz naturalnym sposobem jedzenia tych nichonspagetti. Ale to co wyrabia ten koleś, no to jest mistrzostwo świata.


On chyba uwielbia wszelkie dźwięki związane z jedzeniem. Cokolwiek nie przyniesie (i tu zaznaczam, zawsze je w pokoju wręcz na klawiaturze swojego komputera) wciąga to w paszczękę jakby to był udon, po czym przeżuwając nie zamyka paszczy. Jako że otwór wlotowy jest naprawdę okazały takież i nagłośnienie oferuje. Jak jeszcze jest jakaś chrząstka czy twardsza roślinka, gryzienie zamienia się w popis gryzienia. No ale mlaskanie to już naprawdę odlot. W połączeniu z przełykaniem napoi (takoż głośnym) doprowadza mnie do szału. Zwłaszcza gdy mam jakiś nożyk na gardle typu pilna praca, nie mogę wysiedzieć z nim w jednym pokoju. No tak, jeszcze oddychanie. Kiedyś nagram dziada i postaram się wam pokazać co muszę przeżywać. TO OKROPNE.


I nie tłumaczy go przynależność do azjatyckiej kultury, jest jedynym człowiekiem spotkanym tutaj który nie dość, że ma wykształcenie (jest bardzo dobry w swojej dziedzinie) to jeszcze ma w nosie otoczenie. To się raczej japończykom nie zdarza. Dziś wysiedziałem cały koncert ale czasem……… ech

czwartek, 1 marca 2007

Drugi dom

Mam w końcu swoje własne 4 kąty. A także i samochód.


Koniec tułania się po akademiku, koniec miejskiej (raczej wiejskiej) komunikacji.


Teraz czas urządzić to miejsce jak należy. Podpisałem już umowy z dostawcą prądu wody i gazu. Ten ostatni zaskoczył mnie totalnie. Otóż przyjechał pan podłączyć mi ten gaz no i od razu sprawdził kuchenkę gazową, nauczył jej obsługi, następnie nauczył mnie obsługi programatora ciepłej wody w wannie. Jak ustawić kąpiel na żądaną godzinę i w żądnej temperaturze (niezły bajer). Szkoda tylko, że wszystko w wannie długości 1m czyli o wiele za mało żeby się wygodnie rozłożyć.


Z rzeczy najpotrzebniejszych kupiłem już 3 noże, wszystkie robione techniką w jakiej wykonywane były katany (miecze samurajskie) będę chciał te cacka przywieźć do Polski.


Tylko trochę szkoda, że to wszystko to już tylko na półtorej roku.



Nowe gniazdo założone (to z lewej), wynajem - 8 manów, opłaty około 3 many, widok na pacyfik i góre Fuji - bezcenne!!!



To bynajmniej nie ja w mojej bryce, ale wozik jest świetny i nie najdroższy (30 manów z podatkami i ubezpieczeniami).

piątek, 23 lutego 2007

Noc

Dziś w nocy nad Misaki przeszła burza. Burza jakiej ani ja ani moi japońscy koledzy jeszcze w życiu na oczy nie widzieliśmy. Po każdym błysku pioruna następowała fala uderzeniowa, która miotała szybami jak eksplozje dynamitu co najmniej. Bardziej przypominało mi to wojnę i naprawdę bałem się, że szyba zmieni swe położenie z wertykalnego na horyzontalne (co dla mnie oznaczałoby nakrycie się kilkoma kilogramami szkła). Na szczęście nic złego się nie stało, ale wrażenie pozostało.


To była najbardziej piorunująca noc w moim życiu.

środa, 21 lutego 2007

Umaj Ume

Czy ludzie żyjący w takim otoczeniu mogą być źli? Patrząc na wiosnę w Japonii myślę o naszych jabłoniach. Jakże piękne są rzeczy delikatne. Jakże cudowne są rzeczy ulotne.


Gdy zakwitły śliwy w okolicy dało się zauważyć zmianę nastroju wśród ludzi. Jesteśmy jak naczynia połączone. Połączone z przyrodą. Starsze panie na przystanku obdarowują mnie słodkościami z Anko (ktoś im zdradził pewno, że lubię), w pracy wszyscy się szczerzą do siebie. Panie na poczcie nawiązują konwersacje z henna gaijin, a panie w sklepie śmieją się do rozpuku gdy na słowa „henna gaijin” mówię: „hentai ja naj! – cziga emas”. Konwersacja ta znaczy mniej więcej: „dziwny cudzoziemiec” odpowiedź to zabawa fonetyczna, henna jest bardzo podobne w wymowie do hentai, „hentai” oznacza erotycznego maniaka czy coś koło tego „ja naj” – przeczenie, „czigaemas” to oznacza "mylisz się".


I tak oto leniwie płyną dni na półwyspie Miura. Moje kochane Koajiro (Aburatsubo czy Misaki) co noc kołysze mnie do snu szumem drzew. Niedługo będzie mi tego trochę brakować, przenoszę się do domu, do miasta. Na szczęście niedaleko, piechotą 25-30 minut drogi.


Wracając do Japończyków. Mili są, dobrzy są, uczynni są czasem źli są, normalni są, jak to ludzie. Szukam zawsze tych bardziej miłych i sam także staram się być miły.


Ume, rozgość się w naszym ogrodzie, Ume, oczaruj nasze oczy, Ume, bądź zwierciadłem naszych uśmiechów. Lubię te kwiaty, niedługo odejdą wraz z mocniejszym wiosennym podmuchem.


Sajonara Ume!






A to już nie ume, szczerze mówiąc nie wiem co to za kwiaty, ale ładne.

wtorek, 20 lutego 2007

I wiosna w Misaki!

Powrót do Misaki to kolejny szok termiczny. Kwitnące śliwy i ciepły wiatr. Leniwie sunące po niebie obłoki, szum oceanu. Trudno tutaj uwierzyć w istnienie czegoś takiego jak śnieg.


Wieczorem wybrałem sie na plażę. Musiałem znów oswoić sie z bliskością oceanu.



poniedziałek, 19 lutego 2007

Narty w Alpach........ Japońskich ;-D

Nagano. Około 6 godzin jazdy z Misaki. Zaproszenie do domu mojego japońskiego opiekuna-profesora. Ma on zwyczaj rozpoczynać wakacje zimowe w swoim domku w górach razem ze swoimi współpracownikami.Tak więc wyjazd jest wieczorem w piętek po zakończeniu pracy (około 8 wieczorem) po czym spotkanie na dużym parkingu-markecie na autostradzie i wspólny posiłek Profesora jego rodziny (żona i dwójka dzieci 7 i 4 lata). Po przyjeździe na miejsce około 2 w nocy bynajmniej nie sen. O nie. Wspólna "rozgrzewaniowa" impreza przy kozie (na zewnątrz było około -9st i wewnątrz też przez jakiś czas). Kto zna rodzaj japońskiego budownictwa wie jak ciężko uzyskać w tych konstrukcjach dodatnią temperaturę przy ujemnej na zewnątrz. Niemniej nam udało się to szybko za sprawą stosowania indywidualnego ogrzewania zasilanego dobrym japońskim etanolem z ryżu. Do tego odrobinę rodzimego piwa produkowanego ze sprowadzanego z polski między innymi chmielu. Poranek w świetnych nastrojach pogoda na 5 z plusem. Na stoku mało ludzi więc wielka frajda nieprzerywana postojem w kolejce. UG miał pierwszy raz w życiu narty na nogach i jak przystało na Japończyka nauczył się nimi posługiwać perfekcyjnie! Niewiarygodne ale prawdziwe. Po nartach (o 16:30 zamknęli wyciągi) obowiązkowy onsen. Wszak góry słyną z tych 40 stopniowych kałuż pełnych nagich ludzkich ciał. Po wstępnym szoku z powodu widoku bliżej nieokreślonej ilości fallsów zacząłem czerpać ogromną radość z taplania się w kałuży 40 stopniowej wody w kaskadach padającego na mnie śniegu! Szkoda że nie wziąłem aparatu, ale z drugiej strony przez innych mógłbym być odbierany jako zboczeniec, wiec tego widoku nie będe w stanie pokazać, ale uwierzcie mi, było CUDOWNIE.


Wieczorem Nabe party i rozmowy o życiu i śmierci do 4 nad ranem (jak w Polsce niemalże). Kolejny dzień to leniwy wypoczynek w domku, sprzątanie (gdyż pracownicy wracają do pracy a śmieci naprodukowali sporo - było nas 6 osób). No i powrót. Ech...... Nagano i ta sake, słodkawy smak ryżowego nieba....



Widok z balkonu domku.



Na balkonie z Eri, Mamo-san i dwójką urwisów.



Na stoku - Mamo-san to Tomba la Bomba, naprawdę jest niezły, to on nauczył UG (żółta kurtka) korzystać z nart.



Widoczek na jedna z górek. Ja stoję na wysokości 1600mnp, domek był na 1500mnp. Odlotowo. Różnicę ciśnień najłatwiej zauważyć można było na paczkach chipsów przywiezionych z Misaki - zwiększyły swoją objętość grożąc eksplozją.

czwartek, 15 lutego 2007

Z cyklu popularne historie

Japonia jak zapewne wiecie słynie z samobójstw. Niechlubny rekord wśród krajów rozwiniętych w tym przypadku wynosi około 24,1samobójczych zgonów na 100 tys. ludności. Dla porównania w Polsce jest to 14 zgonów na 100 tys. ludności a z kolei na Litwie aż 46 osób (w Rosji 42)na 100 tys. ludności.


Ostatnio jedno z samobójstw (nieudanych) stało się tematem publicznej debaty w Japonii, no może nie tyle debaty, ile stało się medialnym „rarytasem”. Było to samobójstwo nieudane. Samobójstwo któremu zapobiegł pewien starszy już policjant.


Jego „koban” (posterunek) mieścił się tuż przy bardzo ruchliwym przejeździe kolejowym. Często osoby starsze miały problem by na czas przejść linię torów. Często stawały się więźniami szlabanów. W takich przypadkach rzeczony policjant ratował z opresji te osoby. Policja w Japonii nie ma zbyt wiele „policyjnej” pracy (nadal) więc zajmują się oni każdą pożyteczną rzeczą dla ludności. Policjant w Japonii to najbardziej odpowiednią osobą do zapytania o drogę na ten przykład. Żaden się tu nie obruszy a nawet zdarzają się przypadki podwiezienia przez radiowóz, bynajmniej nie na komendę.


Tak więc policjant ten główną swą uwagę skierował na to przejście i miał w tym przypadku wspaniałe rezultaty (nikt tam nie zginął czego o innych przejściach powiedzieć nie można).


Pewnego wieczoru zauważył kobietę w średnim wieku,która weszła na tory przy zamkniętych szlabanach. Była zdesperowana i chciała popełnić samobójstwo. Szamocąc się policjant wciągnął ją siłą na posterunek. Kobieta jednak była w bardzo złym stanie psychicznym i była zdeterminowana. Uciekła z posterunku, jednak policjant podążył za nią. Ostatni akt tej tragedii rozegrał się na torowisku gdzie tuż przed pociągiem policjant odtrąca na bok samobójczynie (złamanie ręki to jedyny jej uraz) a on sam zostaje potrącony przez pociąg. Ze względu na liczne obrażenia policjant umiera w szpitalu po kilku dniach.


Cała Japonia zastanawia się dlaczego to zrobił?


wtorek, 6 lutego 2007

Plaża całkiem nowa

Dziś dotarłem niespodziewanie do plaży, która jest o rzut beretem od naszego instytutu. Saito-san pokazał mi tajemna drogę kamienistym brzegiem, w porze odpływu.
WOW, niestety nie bylem z aparatem, bo w zasadzie to byliśmy na lunchu w pobliskim ramen pubie wiec marna jakość zdjęć z mojej komórki.
Ale to było niesamowite, jak ktoś oglądał niebiańską plażę, ten wie mniej więcej co widziałem prze chwile. Jak tylko się trochę ociepli woda idę pływać.



Plaża raz!



Plaża dwa!

piątek, 2 lutego 2007

Stormy day/Mori-san way

Nie samym ciepełkiem Misaki żyje. Czasem przychodzą dni jak ten, pełne wiatru, zimna i słonej wody (unosi się w powietrzu i osiada na szybach, samochodach itp.). To wszystko to uroki mieszkania nad Pacyfikiem. Często spokojny, ale jak już przyjdzie mu się wzburzyć....... to na dobre. Wiatr wiał z taką siłą, że nie sposób było utrzymać aparatu w wybranej przez siebie pozycji. Do tego po kilku zdjęciach trzeba było przecierać obiektyw (sól jest wszędzie). Żałowałem, że nie zabrałem swojej obudowy podwodnej. Przydałaby się w taki dzień.


Wieczorem zadzwonił Mori – san, bar na plaży w taką pogodę to naprawdę klimatyczne miejsce. Wokół szalejący wiatr a my w środku jemy „la France” i oczywiście popijamy.


Mori-san prowadzi coś na kształt restauracji, ale nazywa to „kontemplacyjnym muzeum”, dużo tutaj lokalnych dzieł sztuki, które można kupić, są także wystawy artystów zaprzyjaźnionych z tym lokalem. To miejsce zasługuje na dłuższą opowieść więc tym razem tylko o tej nocy.


Trochę żal, że nie wziąłem tym razem aparatu, ale Mori-san nie bardzo lubi jak robi się zdjęcia, więc nigdy nie chodzę do niego z aparatem (zdjęcia robiłem komórką).


Mori-san przyniósł wszystkie, ale to wszystkie napoczęte butelki z baru i powiedział, że chce w końcu wystawić nowe wiec prosi o opróżnienie tychże. Co z ochotą, aczkolwiek nie bez pewnej niepewności (czy przeżyjemy ten mix) zaczęliśmy czynić. W międzyczasie zaczęły się śpiewy. Najpierw koncerty, Saito-san (Ikuja) gitara elektryczna, Mori-san gitara basowa, Ise-san (UG) perkusja, Kej-chan saksofon, Kogiku wokal, Redeku wokal. Później w najróżniejszych konfiguracjach z których pod koniec (karaoke) objawieniem wieczoru okazał się duet Ikuja i Kogiku (foto poniżej). W Japonii każdy człowiek potrafi na czymś zagrać, ja czuje się tutaj lekko pod tym względem upośledzony. Najnormalniej w świecie mi wstyd, gdy oni z taką łatwością przeskakują z instrumentu na instrument a ja najwyżej potrafię coś wybrzdąkać z gitary. Ale już sam udział w tych „sesjach” to całkowicie odjazdowe uczucie. Nigdzie w Polsce nie miałem przyjemności tego doznać (co nie znaczy, że nie ma takich środowisk). To są naprawdę otwarci i ciepli ludzie. Pomimo wszystkich tragedii jakie tutaj miałem okazje doświadczać, śmiem twierdzić, że nie są to gorsi od nas ludzie. Może trochę inni, ale na pewno nie gorsi, na pewno nie bez serca...


Wróciłem do domku około 3 nad ranem.


Kolejny dzień wyrwany z kalendarza.







Czy zając robi te ciastka ryżowe?




To wcale nieprawda, że mają słabe głowy. Przynajmniej nie tak bardzo słabe.