piątek, 23 lutego 2007

Noc

Dziś w nocy nad Misaki przeszła burza. Burza jakiej ani ja ani moi japońscy koledzy jeszcze w życiu na oczy nie widzieliśmy. Po każdym błysku pioruna następowała fala uderzeniowa, która miotała szybami jak eksplozje dynamitu co najmniej. Bardziej przypominało mi to wojnę i naprawdę bałem się, że szyba zmieni swe położenie z wertykalnego na horyzontalne (co dla mnie oznaczałoby nakrycie się kilkoma kilogramami szkła). Na szczęście nic złego się nie stało, ale wrażenie pozostało.


To była najbardziej piorunująca noc w moim życiu.

środa, 21 lutego 2007

Umaj Ume

Czy ludzie żyjący w takim otoczeniu mogą być źli? Patrząc na wiosnę w Japonii myślę o naszych jabłoniach. Jakże piękne są rzeczy delikatne. Jakże cudowne są rzeczy ulotne.


Gdy zakwitły śliwy w okolicy dało się zauważyć zmianę nastroju wśród ludzi. Jesteśmy jak naczynia połączone. Połączone z przyrodą. Starsze panie na przystanku obdarowują mnie słodkościami z Anko (ktoś im zdradził pewno, że lubię), w pracy wszyscy się szczerzą do siebie. Panie na poczcie nawiązują konwersacje z henna gaijin, a panie w sklepie śmieją się do rozpuku gdy na słowa „henna gaijin” mówię: „hentai ja naj! – cziga emas”. Konwersacja ta znaczy mniej więcej: „dziwny cudzoziemiec” odpowiedź to zabawa fonetyczna, henna jest bardzo podobne w wymowie do hentai, „hentai” oznacza erotycznego maniaka czy coś koło tego „ja naj” – przeczenie, „czigaemas” to oznacza "mylisz się".


I tak oto leniwie płyną dni na półwyspie Miura. Moje kochane Koajiro (Aburatsubo czy Misaki) co noc kołysze mnie do snu szumem drzew. Niedługo będzie mi tego trochę brakować, przenoszę się do domu, do miasta. Na szczęście niedaleko, piechotą 25-30 minut drogi.


Wracając do Japończyków. Mili są, dobrzy są, uczynni są czasem źli są, normalni są, jak to ludzie. Szukam zawsze tych bardziej miłych i sam także staram się być miły.


Ume, rozgość się w naszym ogrodzie, Ume, oczaruj nasze oczy, Ume, bądź zwierciadłem naszych uśmiechów. Lubię te kwiaty, niedługo odejdą wraz z mocniejszym wiosennym podmuchem.


Sajonara Ume!






A to już nie ume, szczerze mówiąc nie wiem co to za kwiaty, ale ładne.

wtorek, 20 lutego 2007

I wiosna w Misaki!

Powrót do Misaki to kolejny szok termiczny. Kwitnące śliwy i ciepły wiatr. Leniwie sunące po niebie obłoki, szum oceanu. Trudno tutaj uwierzyć w istnienie czegoś takiego jak śnieg.


Wieczorem wybrałem sie na plażę. Musiałem znów oswoić sie z bliskością oceanu.



poniedziałek, 19 lutego 2007

Narty w Alpach........ Japońskich ;-D

Nagano. Około 6 godzin jazdy z Misaki. Zaproszenie do domu mojego japońskiego opiekuna-profesora. Ma on zwyczaj rozpoczynać wakacje zimowe w swoim domku w górach razem ze swoimi współpracownikami.Tak więc wyjazd jest wieczorem w piętek po zakończeniu pracy (około 8 wieczorem) po czym spotkanie na dużym parkingu-markecie na autostradzie i wspólny posiłek Profesora jego rodziny (żona i dwójka dzieci 7 i 4 lata). Po przyjeździe na miejsce około 2 w nocy bynajmniej nie sen. O nie. Wspólna "rozgrzewaniowa" impreza przy kozie (na zewnątrz było około -9st i wewnątrz też przez jakiś czas). Kto zna rodzaj japońskiego budownictwa wie jak ciężko uzyskać w tych konstrukcjach dodatnią temperaturę przy ujemnej na zewnątrz. Niemniej nam udało się to szybko za sprawą stosowania indywidualnego ogrzewania zasilanego dobrym japońskim etanolem z ryżu. Do tego odrobinę rodzimego piwa produkowanego ze sprowadzanego z polski między innymi chmielu. Poranek w świetnych nastrojach pogoda na 5 z plusem. Na stoku mało ludzi więc wielka frajda nieprzerywana postojem w kolejce. UG miał pierwszy raz w życiu narty na nogach i jak przystało na Japończyka nauczył się nimi posługiwać perfekcyjnie! Niewiarygodne ale prawdziwe. Po nartach (o 16:30 zamknęli wyciągi) obowiązkowy onsen. Wszak góry słyną z tych 40 stopniowych kałuż pełnych nagich ludzkich ciał. Po wstępnym szoku z powodu widoku bliżej nieokreślonej ilości fallsów zacząłem czerpać ogromną radość z taplania się w kałuży 40 stopniowej wody w kaskadach padającego na mnie śniegu! Szkoda że nie wziąłem aparatu, ale z drugiej strony przez innych mógłbym być odbierany jako zboczeniec, wiec tego widoku nie będe w stanie pokazać, ale uwierzcie mi, było CUDOWNIE.


Wieczorem Nabe party i rozmowy o życiu i śmierci do 4 nad ranem (jak w Polsce niemalże). Kolejny dzień to leniwy wypoczynek w domku, sprzątanie (gdyż pracownicy wracają do pracy a śmieci naprodukowali sporo - było nas 6 osób). No i powrót. Ech...... Nagano i ta sake, słodkawy smak ryżowego nieba....



Widok z balkonu domku.



Na balkonie z Eri, Mamo-san i dwójką urwisów.



Na stoku - Mamo-san to Tomba la Bomba, naprawdę jest niezły, to on nauczył UG (żółta kurtka) korzystać z nart.



Widoczek na jedna z górek. Ja stoję na wysokości 1600mnp, domek był na 1500mnp. Odlotowo. Różnicę ciśnień najłatwiej zauważyć można było na paczkach chipsów przywiezionych z Misaki - zwiększyły swoją objętość grożąc eksplozją.

czwartek, 15 lutego 2007

Z cyklu popularne historie

Japonia jak zapewne wiecie słynie z samobójstw. Niechlubny rekord wśród krajów rozwiniętych w tym przypadku wynosi około 24,1samobójczych zgonów na 100 tys. ludności. Dla porównania w Polsce jest to 14 zgonów na 100 tys. ludności a z kolei na Litwie aż 46 osób (w Rosji 42)na 100 tys. ludności.


Ostatnio jedno z samobójstw (nieudanych) stało się tematem publicznej debaty w Japonii, no może nie tyle debaty, ile stało się medialnym „rarytasem”. Było to samobójstwo nieudane. Samobójstwo któremu zapobiegł pewien starszy już policjant.


Jego „koban” (posterunek) mieścił się tuż przy bardzo ruchliwym przejeździe kolejowym. Często osoby starsze miały problem by na czas przejść linię torów. Często stawały się więźniami szlabanów. W takich przypadkach rzeczony policjant ratował z opresji te osoby. Policja w Japonii nie ma zbyt wiele „policyjnej” pracy (nadal) więc zajmują się oni każdą pożyteczną rzeczą dla ludności. Policjant w Japonii to najbardziej odpowiednią osobą do zapytania o drogę na ten przykład. Żaden się tu nie obruszy a nawet zdarzają się przypadki podwiezienia przez radiowóz, bynajmniej nie na komendę.


Tak więc policjant ten główną swą uwagę skierował na to przejście i miał w tym przypadku wspaniałe rezultaty (nikt tam nie zginął czego o innych przejściach powiedzieć nie można).


Pewnego wieczoru zauważył kobietę w średnim wieku,która weszła na tory przy zamkniętych szlabanach. Była zdesperowana i chciała popełnić samobójstwo. Szamocąc się policjant wciągnął ją siłą na posterunek. Kobieta jednak była w bardzo złym stanie psychicznym i była zdeterminowana. Uciekła z posterunku, jednak policjant podążył za nią. Ostatni akt tej tragedii rozegrał się na torowisku gdzie tuż przed pociągiem policjant odtrąca na bok samobójczynie (złamanie ręki to jedyny jej uraz) a on sam zostaje potrącony przez pociąg. Ze względu na liczne obrażenia policjant umiera w szpitalu po kilku dniach.


Cała Japonia zastanawia się dlaczego to zrobił?


wtorek, 6 lutego 2007

Plaża całkiem nowa

Dziś dotarłem niespodziewanie do plaży, która jest o rzut beretem od naszego instytutu. Saito-san pokazał mi tajemna drogę kamienistym brzegiem, w porze odpływu.
WOW, niestety nie bylem z aparatem, bo w zasadzie to byliśmy na lunchu w pobliskim ramen pubie wiec marna jakość zdjęć z mojej komórki.
Ale to było niesamowite, jak ktoś oglądał niebiańską plażę, ten wie mniej więcej co widziałem prze chwile. Jak tylko się trochę ociepli woda idę pływać.



Plaża raz!



Plaża dwa!

piątek, 2 lutego 2007

Stormy day/Mori-san way

Nie samym ciepełkiem Misaki żyje. Czasem przychodzą dni jak ten, pełne wiatru, zimna i słonej wody (unosi się w powietrzu i osiada na szybach, samochodach itp.). To wszystko to uroki mieszkania nad Pacyfikiem. Często spokojny, ale jak już przyjdzie mu się wzburzyć....... to na dobre. Wiatr wiał z taką siłą, że nie sposób było utrzymać aparatu w wybranej przez siebie pozycji. Do tego po kilku zdjęciach trzeba było przecierać obiektyw (sól jest wszędzie). Żałowałem, że nie zabrałem swojej obudowy podwodnej. Przydałaby się w taki dzień.


Wieczorem zadzwonił Mori – san, bar na plaży w taką pogodę to naprawdę klimatyczne miejsce. Wokół szalejący wiatr a my w środku jemy „la France” i oczywiście popijamy.


Mori-san prowadzi coś na kształt restauracji, ale nazywa to „kontemplacyjnym muzeum”, dużo tutaj lokalnych dzieł sztuki, które można kupić, są także wystawy artystów zaprzyjaźnionych z tym lokalem. To miejsce zasługuje na dłuższą opowieść więc tym razem tylko o tej nocy.


Trochę żal, że nie wziąłem tym razem aparatu, ale Mori-san nie bardzo lubi jak robi się zdjęcia, więc nigdy nie chodzę do niego z aparatem (zdjęcia robiłem komórką).


Mori-san przyniósł wszystkie, ale to wszystkie napoczęte butelki z baru i powiedział, że chce w końcu wystawić nowe wiec prosi o opróżnienie tychże. Co z ochotą, aczkolwiek nie bez pewnej niepewności (czy przeżyjemy ten mix) zaczęliśmy czynić. W międzyczasie zaczęły się śpiewy. Najpierw koncerty, Saito-san (Ikuja) gitara elektryczna, Mori-san gitara basowa, Ise-san (UG) perkusja, Kej-chan saksofon, Kogiku wokal, Redeku wokal. Później w najróżniejszych konfiguracjach z których pod koniec (karaoke) objawieniem wieczoru okazał się duet Ikuja i Kogiku (foto poniżej). W Japonii każdy człowiek potrafi na czymś zagrać, ja czuje się tutaj lekko pod tym względem upośledzony. Najnormalniej w świecie mi wstyd, gdy oni z taką łatwością przeskakują z instrumentu na instrument a ja najwyżej potrafię coś wybrzdąkać z gitary. Ale już sam udział w tych „sesjach” to całkowicie odjazdowe uczucie. Nigdzie w Polsce nie miałem przyjemności tego doznać (co nie znaczy, że nie ma takich środowisk). To są naprawdę otwarci i ciepli ludzie. Pomimo wszystkich tragedii jakie tutaj miałem okazje doświadczać, śmiem twierdzić, że nie są to gorsi od nas ludzie. Może trochę inni, ale na pewno nie gorsi, na pewno nie bez serca...


Wróciłem do domku około 3 nad ranem.


Kolejny dzień wyrwany z kalendarza.







Czy zając robi te ciastka ryżowe?




To wcale nieprawda, że mają słabe głowy. Przynajmniej nie tak bardzo słabe.