Już kończe przygode z Japonią. Wylot 30 września.
Wracam o 10 kilo chudszy i bogatszy o znajomosć kolejnego języka.
Niby nic wielkiego ale jednak bardzo mnie cieszy, że w tych ostatnich dniach, moge dzwonić do Japończyków nie znających angielskiego i umawiać się na pożegnalne sake czy shochu z nimi.
Ucze się też robienia ich potraw, bo moja ostatnia konfrontacja z kiełbasa skończyła się bezsenną nocą. Zdecydowana poprawa nawyków żywieniowych niezmirnie mnie cieszy, a także fakt, że brzuszek odszedł już w cień historii i nic nie przeszkadza sznurować butów.
Obiadek własnoręcznie złowiony.
Przygotowany przez Tsjoshiego w sosie sojowym z dodatkiem mirinu, sake, cukru i kto tam wie czego jeszcze..
Ostatnia wycieczka z moja japońską przyszywaną rodziną - Nao i Maiko na zdjęciu w Hakone.
Jeden z genialniejszych wynalazków japońskich - ashi onsen, czyli onsen dla nóg, doskonały relaks, zwłaszcza w górach.
No to sajonarka!
sobota, 27 września 2008
piątek, 5 września 2008
Fukuoka niekonwencjonalnie
Subskrybuj:
Posty (Atom)