poniedziałek, 18 sierpnia 2008

pożegnania

Ostatnie dni przed odlotem Agaty i Alka. Przyjaciele japońscy przeżywają je równie mocno jak i my. Są łzy przyjaciółek Agaty, adresy przekazywane Alkowi przez mamy jego koleżanek (mężczyźni chyba nie tęsknią), niekończące sie imprezy z morzem wypitego shochu (z Tsjoshim), podarki, podarunki, przekazywanie ostatnich japońskich śladów w nasze ręce. Są tutaj także i polskie ślady, niezmiennie już jednak, kojarzone bedą przez nas z Japonia. Greg i jego Gumioji (a później i Kansai) to tylko wierzchołek góry wzrószeń, których byliśmy uczestnikami.
Trudno wymienić wszystko co ostatnio staje się naszym udziałem, łatwo o wzruszenie, ten wilgotny klimat zdaje się sprzyjać poceniu się oczu. A góra Fuji, w cieniu której mieszkalismy, dała nam przepiękny spektakl w dniu rocznicy ślubu. Jeden jedyny wieczór w lecie była tak dobrze widoczna, i to w konfiguracji diamentu. Zaraz potem, biegiem na hanabi w Misaki (cóż za zbieżność dat).
Życie jest niesamowite.
Mamy już komplet płyt z muzyką, mamy pełne dyski zdjęć. Im więcej czerpać się staramy, tym dogłębniejsze poczucie, że naczerpać się nie możemy. Brak będzie odczuwalny już po przekroczeniu bramek w Naricie. Dwa lata życia nie mieszczą się w limicie 20 kilogramów bagażu. Nie mieszczą się zresztą w żadnych limitach.
Dobrze, że serca są tak pojemne...

Brak komentarzy: