wtorek, 24 lipca 2012

Dragon boat race


Wyścigi łódek wiosłowych. Zwyczaj pochodzący z Chin tutaj mały opis: WIKIOMNIBUSWyścig w którym używa się długich i wąskich wioseł o przekroju trójkąta. Braki z hydrofizyki nie pozwalają mi stwierdzić dlaczego większą siłę ciągu uzyskujemy popychając wodę trójkątną stroną a nie płaską (sprawdzałem i tak właśnie jest!). Startowaliśmy w dwóch takich wyścigach, jednym bardziej lokalnym (chyba związanym z naszą małą wysepką Sesoko) i drugim naszego miasta Motobu.
Zajęliśmy odległe dosyć miejsca ale nic to. W tych wyścigach każdy dostaje nagrodę. Tak więc z 24 sztukami happoshu oraz 3,6 litrami awamori ruszyliśmy po zawodach do Sesoko przygotować grilla. Ciekawostka całkiem fajna, w miniwyścigach w Sesoko, główni zwycięzcy otrzymywali puchar, bynajmniej nie pusty, im lepsze miejsce, tym większy i tym więcej piwa wewnątrz. Piękne choć może niepraktyczne, ale piękne!






Shun odbiera naszą nagrodę.

Zaokrętowanie 
Zdjęcie z ozdobami wyścigów, miss sakura!

poniedziałek, 16 lipca 2012

Powroty

Powroty tutaj robią mi takie kuku w mózgu, że naprawde, cały ten miekki czy twardy swiat narkotyków "wymientka". Dla mnie Nihon to właśnie narkotyk. Im dłużej zażywasz, tym bardziej się uzależniasz. Na szczęście to uzależnienie nie jest szkodliwe a wręcz przeciwnie. Wtopiłem się w życie japońskie nadwyraz sprawnie, stajac się przedmiotem żartu, naukowiec który w dwa tygodnie zbudował swój lab (grono znajomych bardziej) kilka ładnych tysięcy kilometrów od domu. Bardzo, bardzo żałuje, że nie zabrałem swojej książki do nauki japońskiego, sporo miałem zaległości na początku i nadal, nie satysfakcjonuje mnie poziom znajomości tego języka. Im więcej go znam, tym bliżej japończyków jestem. Angielski to tylko proteza języka, nie da się w nim porozumieć z japończykiem. Angielski pozwala jedynie na przekazanie informacji a to za mało, żeby przestać być gaijinem.







Chleba naszego powszedniego...

Chudłem, chudłem, aż tu nagle znalazłem sposób na utycie....
Zimny udon, pyszny, wspaniały.
Wieprzowina gotowana w awomori i sosie sojowym z dodatkiem imbiru. Do tego własnoręcznie złowione rybki smażone "a la tempura".
Lunch w amerykanskiej bazie, oczywiście półkrwisty stek padł moim łupem, z pizza, nie wygraliśmy, poszła na wynos...
Znów smazone nasze rybki a w folii gruper duszony na masełku z cebulką i frytkami.