czwartek, 30 listopada 2006

Skutki picia sake

A właściwie skutki przepracowania.


Bolą mnie plecy, znów dostaję bólu przy kręceniu karkiem. Organizm domaga się wygodnego siedzenia/leżenia a ja oferuję mu tylko krzesło obrotowe albo łóżko. Brakuje mi kanapy i fotela, moim plecom najbardziej, chociaż na godzinkę dziennie.


Tak więc zamiast o przyrodzie jest o bólu. A czemu skutki picia sake?? Bo nigdy zanim nie zacząłem pić sake takich problemów nie miałem z plecami ;-D


A to kilka fotek naszej przyrody, w drodze do stacji badawczej z "miasta"






Jesień idzie, wszędzie już to widać. A plecy bolą.

środa, 29 listopada 2006

Trochę ekspresji

Świat zaczął wirować wokół mnie. Japońskie tempo pracy daje pierwsze rezultaty. A dociekliwość tutejszych naukowców graniczy z absurdem. Czasem patrzą baaardzo głęboko ale istotnej wiedzy z powierzchni wogóle nie używają. Zadowala ich tylko poziom molekularny. Już wiem skąd te ich zamiłowanie do miniaturyzacji! ;-D Jednym słowem kupa śmiechu, ja robie swoje a oni nie rozumieją dlaczego nie robie tylko tego co jest moim głównym zadaniem? A ja na to, ze wyniki z tego głównego były dla mnie oczywiste, dlatego chciałem to zrobić, dlatego odważyłem sie napisać taki projekt. I teraz zrobię to główne moje zadanie ale przy okazji, całkiem niespodziewanie odkryłem coś intrygującego, coś niesamowicie istotnego dla każdego kto sie rybami i ich nasieniem zajmuje. I teraz drążę w tym kierunku, a oni sie zastanawiają czemu? Wepchnięci w ciasny gorset projektów nie wychylają sie na jotę. A trzeba pamiętać że najważniejsze są te wyniki których nie oczekiwaliśmy, ktoś kiedyś mądrze powiedział ze naukowcy nie powinni wyników doświadczeń upychać w ramy ich teorii tylko uważnie słuchać co biologia sama chce nam przez otrzymane wyniki powiedzieć. A ona teraz mi mówi: To nie tak jak myślisz koleś, to nie tak… I jak tu zostawić to w spokoju????? No jak!!??



Ostatni Piątek spędziłem w Yokohamie, poznałem w końcu innych Polaków w tym dziwnym kraju. Oczywiście nie obyło sie bez czerwonego Yebisu :-D



Zimno już niestety, ale jak wyjrzy słońce to.........




"MOJA" Yokohama




Yokohama Centrum - Czarna Dziura Twoich Finansów




Spacer ze zwierzakami (ostatni krzyk mody w Japonii).




Koncercik na ulicy Yokohamy

czwartek, 23 listopada 2006

Zachód słońca w Abaratsubo

Dziś święto, mają Japończycy wolne. Siedzę sam w labie i przygotowuję się do lekcji Japońskiego oraz do nowych doświadczeń z profesorem Okuno. W grudniu z kolei będzie 3 dniowy wyjazd na doświadczenia z profesorem Morisawa (chyba na kecie), tymczasem utrzymuje także korespondencje z Shoji Oda (chce z nim powspółpracować przy okazji poznawania ryb morskich zimą) i przy okazji prowadzę swoje badania (właśnie czekam na ostatnia prostaglandynę E1). Dzień jest za krotki a do tego chce zwiedzać ten kraj, nic dziwnego ze dzień kończę około 1 w nocy, średnio. Bywa ze później, raz w tygodniu wcześniej, odsypiam w soboty, w niedziele już nie mogę bo lekcje japońskiego mam w Yokohamie a tam to około godzina drogi, plus ubieranie, więc jak zaczynam o 9 to muszę wstać około 7.
Taka karma.......
i ja to lubię.......



Zachód słońca na naszej plaży, wietrzny dzień...



Zdjęcie ze skał, para na kajaku Mori-sana, ostatni ciepły dzień lata/jesieni



Mrok znów przyszedł, powoli wlewał się na powierzchnię Oceanu Spokojnego, niezwykle spokojnego tej nocy...



Ahoj! tymczasem ruszam na plażę, dawno tam nie byłem

środa, 22 listopada 2006

Kamakura

Wybrałem sie do Kamakury 5 listopada. Odbywało sie właśnie święto dzieci 3, 5 i 7 letnich nazywane sziczi-go-san co oznacza 7-5-3. Jest to święto głównie dziewczynek ale są też obecni i chłopcy. Rodzice udają się wówczas do swiątyni Szintoistycznej gdzie odbywają się związane z tym swiętem ceremonie (nie dopchałem sie do środka nie wiem jakie). Bywa ze kolejki są bardzo długie, gdyż świątynia Szinto nie przypomina naszego kościoła jeśli chodzi o wielkość wnętrz. Dzieci ubrane są tego dnia w tradycyjne stroje japońskie (kimona) i czasem także towarzyszą im ubrani w kimona rodzice (częsciej mamy, ojcowie chyba sie wstydzą). Wygląda to pięknie. I tradycja ta wywiera niezwykłą presje na potencjalnych rodziców. Japończycy planują swoje dzieci zgodnie z tą zasada, dwa lata odstępu miedzy potomstwem. A jeśli sie nie uda, i tak można cala trojkę ubrać i zaprowadzić w jeden dzień (na jednym ze zdjęć jest taka oszukująca rodzina). Święto to przypada na cały listopad, każda niedziela i dni powszednie listopada to odpowiednie dni na celebrowanie tej tradycji. Co tez Japończycy czynią. Świątynię Szintoistyczna można poznać po charakterystycznej „bramie” Buddyjskiej, równie popularne w Japonii są jej pozbawione, po tym ja je rozpoznaje, bo cala reszta to dla mnie bardzo podobne rzeczy są. No wiec spacerując sobie po Kamakurze (bardzo dużo zabytków, stara stolica Japonii, trochę mniejsza od Kioto ale jeśli chodzi o ilość zabytkowych świątyń prawdopodobnie nie ustępuje Kioto. No wiec spaceruje a tu.......... starsze małżeństwo zaczepia mnie jedzącego lody o smaku słodkich ziemniaków (kamakura słynie z tych lodów jak Krościenko z lodów jagodowych). No i od słowa do słowa okazało sie ze oni tu mieszkają, i ze mój kolejny punkt programu to jeden z najstarszych zabytków i skoro już tak długo tu stoi, to pewno jak wpadnę za jakiś czas jeszcze będzie, w związku z tym zapraszają mnie do domu na małe conieco. 8) No radość to dla mnie była niespotykana. Pierwszy raz przekroczyłem próg japońskiego domu, nie było zbyt tradycyjne (wybudowany w 2005) ale miły i przytulny. Fujiko-san rozpoczęła festiwal uprzejmości i przez stól przewinęło sie z tysiąc potraw (wszystkie jej produkcji). Ta uczta kosztowała mnie pózniej rozstrój żoładka ale warto było. Piłem zielona herbatę ze słynącej z najlepszych gatunków herbat prowincji w Japonii – Chizook. Rozmawialiśmy po angielsku/japońsku/francusku i było naprawdę przyjemnie, mąż pani Fujiko-san zaofiarował sie jako przewodnik na następny raz, obiecał ustrzec mnie od oglądania rzeczy na wskroś turystycznych. Obiecał pokazać mi prawdziwą historię kamakury a nie stragany z pamiątkami. Strasznie sie z tego ucieszyłem. Całkiem oni zburzyli moje dotychczasowe wyobrażenie o Japończykach. Całkiem mnie rozminowali. Na koniec mąż Fujiko-san odprowadził mnie na pociąg a było już późno. W takzwanym międzyczasie poznałem także jego rodzinę, siostrzeńca lekarza i siostrzenicę z liceum. Wrociłem w dobrym nastroju do Misaki. Wrociłem w dobrym nastroju do domu...




Brama do świątyni Szinto i sama świątynia



Oczyszczanie duszy wodą



Świątynia wszakże inna



Dokąd zmierzasz Polsko?



Jedna z mniejszych świątyń, ładny ogród



Rodzinka troszkę oszukująca ale przeurocza



Inna rodzinka



Uroczystości w Szinto Szrain. Nie udało mi się wejść do środka ;-(



Ja u rodziny Japońskiej, Fujiko-san i jej mąż



Ogród, zajawka kolejnego wpisu, tym razem trochę o tutejszej przyrodzie i górze Fuji, byłem naprawdę blisko niej!

wtorek, 21 listopada 2006

Takojaki

Osmiornice w Japonii je sie nie ze wzgledu na walory smakowe. Zdecydowanie przewaza tutaj zamilowanie do gryzienia jako takiego. Z tego tez wzgledu jedza oni uszy swin itp.


Osmiornice mozna kupic zywe w workach i spozyc po przyzadzeniu w domu. Jednakze najtrudniejszym zadaniem okazalo sie zabicie osmiornicy. Zreszta, nawet jej odnoza zyja swoim wlasnym zyciem. Po odseparowaniu od ciala pelzna gdzie popadnie i mocno przysysaja sie do wszystkiego co napotkaja (trudno odczepic to cos z reki).


Takojaki to takie kuleczki ciasta a wewnatrz zamkniety jest kawalek osmiornicy (ugotowanej) oraz roznych warzyw drobno pokorojonych. Calkiem smaczne w polaczeniu z sosem BullDog. Troche osmiornicy poszlo do salatki a dwie nogi jako saszimi, czyli calkiem surowe, jedlismy maczajac w sosie sojowym i wasabi (ostra pasta).


Ponizej kilka zdjec.





I oto gotowe takojaki, zapraszam do stolu!!! :-D Smacznego? Byc moze, jesli dodacie panstwo wystarczajaco duzo sosu BullDog :-D


Ponizej zdjecie-zajawka. Bylem niedawno w Kamakurze na swiecie dzieci 3, 5 i 7 letnich, poza swiatyniami udalo mi sie zwiedzic prawdziwy japonski dom. Japonczycy czesto lamia wszelkie stereotypy ktore mam utrwalone w swojej glowie. I tak tez bylo tym razem, ale szczegoly. no coz potrzeba jakos poddtrzymac napiecie :-D


a to zdjecie :-D

poniedziałek, 20 listopada 2006

Zaczynamy!

Na poczatek troche o moim miejscu pobytu, kilka zdjec.



Tak wyglada z lotu ptaka moje miejsce zycia, nowy Swiat, Obiecana Ziemia, lub moj prywatny Archipelag Gulag



To widok z naszej malej plazy na gore Fuji.



A to sake z wezem w srodku, osobiscie ochrzcilem ten trunek SNAAAAKE. Wypic mozna niewiele bo ten waz to podobno jadowity, nie wiem jak silny jad, ja dotychczas zyje ;-)


To sake to symbol, symbol tego jak dziwny to kraj, dziwny dla mnie.