wtorek, 5 sierpnia 2008

Szkoła, szkoła i po szkole

Jest wiele rzeczy które w szkole japońskiej bardzo nam się spodobały.
Postaram się wymienić najważniejsze z nich.

1. Bezpieczeństwo. Każde dziecko nosi specjalny alarm, rodzice (PTA – Parents - Teachers Association – Stowarzyszenie Rodziców i Nauczycieli), policja a także sami uczniowe, są zaangażowani w zapewnienie maksimum bezpieczeństwa dzieciom w trakcie spaceru do i ze szkoły. W praktyce wygląda to tak, że w porze porannego marszu dzieci do szkoły są one zorganizowane w grupy ruszające z wybranych punktów zbiorczych o określonej godzinie, nadzorowane są na początku roku przez wybranych rodziców (pierwszoklasiści) by później oddać tę funkcję w ręce ich starszych kolegów (z najstarszej klasy). Po drodze na większych skrzyżowaniach nad bezpieczeństwem dzieci czuwają policjanci, nadzorując ruch samochodów „ręcznie” na czas przemarszu pociech. Przed szkołą w najbardziej newralgicznych miejscach ruchem kierują rodzice z żółtymi odznakami PTA oraz chorągiewkami. Powrót ze szkoły odbywa się w różnych godzinach (przez wzgląd na różnorodność zajęć poszczególnych klas) ale i tutaj dzieci zbierane są w grupy, często nadzorowane przez rodziców, by bezpieczniej dotrzeć do domu.

2. Zdrowie. Dzieci przechodzą szczegółowe badania w szkole. Wszelkie niepokojące oznaki zagrożenia ich zdrowia są powodem do wystosowania specjalnej instrukcji dla rodziców. I tak, specjalne karteczki dostają dzieci z nadwagą a rodzice kierowani są (nieodpłatnie) do specjalistów dietetyków. Takie „skierowania” poza konkretnym terminem wizyty (rodzice wybierają spośród kilku możliwości) ma także miejsce na pieczątkę z gabinetu specjalisty którą trzeba po wizycie dostarczyć do szkoły (w przeciwnym razie szkoła wysyła „upomnienia”). W naszym przypadku mieliśmy do czynienia ze skierowaniem do kardiologa. W ciągu tygodnia byliśmy na prześwietleniu klatki piersiowej, EKG i badaniu echa serca. Na szczęście okazało się to fałszywym alarmem. Naprawdę dmuchają tutaj na zimne – efekt –jedna z najdłuższych na świecie średnia długość życia.

3. Troska o dziecko. Poza wcześniej wspomnianymi aspektami opieki szkoły nad dzieckiem jest jeszcze jeden ciekawy aspekt tej troski. Wizyty domowe nauczyciela. Domy pierwszoklasistów w pierwszych tygodniach pracy szkoły (kwiecień) odwiedzają ich nauczyciele (po południu, do wyboru mieliśmy jeden z setek terminów zaproponowanych przez nauczycielkę Alką, były nawet terminy wizyt po 20 wieczorem – dla najbardziej zapracowanych). Nauczyciel ma za zadanie poznać środowisko rodzinne ucznia. Skontrolować rodziców. Taki system wczesnego ostrzegania, ma pewnie na celu zbadanie czy w domu nie ma śladów patologii. Oficjalnie, nauczyciel ma sprawdzić czy dziecko ma godziwe warunki do nauki, w razie problemów to nauczyciel pomaga rodzicom uruchomić mechanizmy pomocowe państwa skierowane do rodziny dziecka.

4. Troska o rodzica. Zawsze jeśli rodzic wyrazi taką chęć (pierwszoklasiści), jest mile widziany w szkole w trakcie zajęć dzieci.

5. Rozwiązywanie konfliktów. Drobne sprzeczki pomiędzy dziećmi, na przykład o piłkę (kolor piłki) w trakcie ich WF-u rozwiązywane są za pomocą prostej gry – papier, nożyczki, kamień. Wygrana jest tutaj powierzana w zasadzie grze losowej, brak miejsca na nepotyzm i inne patologie. Większe sprzeczki typu bójki często są przerywane przez kolegów, oni także zdają szczegółowy raport nauczycielowi z przebiegu wydarzeń. U nas podpadło by to pod kapusiostwo, tutaj tworzy zdrowy trzon społeczeństwa obywatelskiego, w którym kradzież jest czymś tak egzotycznym, że informacje o niej trafiają na pierwsze strony gazet (podaje się tutaj do publicznej wiadomości imię i nazwisko osób uznanych winnymi przestępstwa).

6. Obowiązki szkolne. Każde dziecko ma wybrany przez siebie obszar obowiązków w klasie. Ścieranie tablicy, pilnowanie porządku na półkach z plecakami, podlewanie kwiatków itp. W razie konfliktów, np. kilkoro dzieci chce wykonywać tę sama pracę, z pomocą przychodzi gra – kamień, nożyczki, papier. To dzieci wraz ze swoimi nauczycielami sprzątają także swoje klasy (zmywanie podłogi etc.). Nasz syn zaczął sam zamiatać podłogę w domu.

7. Lunch time. Czyli czas posiłku o 12 w południe. W szkole to czas kiedy wyznaczeni uczniowie (rotacja) jeżdżą wraz z nadzorującymi paniami i rozdają lunch swoim kolegom. Jedzenie rozpoczyna się w momencie gdy wszyscy (łącznie z dyżurnymi) zasiądą już do stolików. Przerwa na lunch trwa około godziny. Dokładki (warunkiem jest zjedzenie całego dania łącznie w sałatkami z wodorostów lub warzyw) wydawane są już przez panie kucharki. Każda z klas je w swoim pokoju lekcyjnym. Na czas posiłku sala zamieniana jest przez dzieci w stołówkę. Także, co jakiś czas, dzieci uczestniczą w przygotowaniach posiłków w kuchni.

8. Plan lekcji. Przygotowywany jest z tygodniowym wyprzedzeniem. Dokładnie opisuje co i kiedy dzieci będą przerabiać/ćwiczyć. Wydawany jest dzieciom w czwartek lub piątek. My dostawaliśmy także angielskie jego tłumaczenie. Plan lekcji dostosowywany jest nie tylko do programu, ale i bieżących potrzeb grupy. W ten sposób znalazło się w nim miejsce na lekcję języka polskiego, gdyż dzieci potrzebowały podstawowej jego znajomości w celu komunikacji z naszym synem. Jego japoński nie był najgorszy, ale jednak nie doskonały. Ponadto lekcja ta była dla kolegów Alka doskonałym przykładem jak trudno jest zapamiętać zaledwie kilka wyrazów wymawianych w obcym zupełnie języku. I to właśnie o ten walor edukacyjny chodziło bardziej, niż o nauczenie ich mówienia dzień dobry. Lepsze zrozumienie sytuacji Alka przez jego rówieśników. A wszystko inspirowane przez nauczycieli, można powiedzieć – doświadczonych pedagogów.

9. Autorytet nauczyciela. Uczniowie są różni jak to dzieci. Bywały i w klasie rozbrykane łobuziaki. Jednak z moich obserwacji wynika, że i oni obawiali się reakcji nauczyciela. Ponadto sama grupa często wywierała presję na łobuziakach w imieniu pani nauczycielki. Przykład – lekcja japońskiego, pani chce czytać czytankę (bajką którą dzieci same wybierają codziennie w toku demokratycznego głosowania). Dwóch chłopaków rozrabia w najlepsze (posadzeni w pierwszych ławkach – miejsce problematycznych dzieci). Nauczyciel stoi z książką i czeka. Mówi, że zacznie czytać jak się uciszy, nie podnosi głosu. Efekt – koledzy i koleżanki krzyczą na rozrabiaków, zmuszają ich do zajęcia miejsc w ławkach i do uciszenia się. Nie wiem czy to dobre, ale będąc świadkiem tego zdarzenia zacząłem rozumieć dlaczego policjanci w Japonii zajmują się głównie wskazywaniem drogi turystom a nie przestępstwami.

Jak powstaje autorytet nauczyciela w Japonii? – Nauczyciele zdobywają go ciężką pracą. Zamiast pokoju nauczycielskiego - zabawa na przerwach z dziećmi, po godzinach - spotkania z rodzicami, czyli można powiedzieć „krew, pot i łzy”.


Efekt tych wszystkich obserwowanych przez nas zwyczajów/zjawisk mogą państwo sami zaobserwować na miejscu – jesteście w Japonii, możecie przestać martwić się o portfel, torebkę. Możecie wyjść nocą wraz z całą rodziną pospacerować po miastach, miasteczkach czy wsiach. A, że nie są kreatywni? Proszę zerknąć do swojego plecaka podróżnego. Jakiej firmy aparat przywieźliście do Japonii? Jakim samochodem jeździcie (lub chcielibyście jeździć po świecie?). Słabo wyedukowani? - Czy 12 noblistów to naprawdę mało?
Nie chcę być odebrany jako japonofil, broń Boże, ale czas by zerwać ze stereotypami. Sami wiemy jak bardzo bolą nas opinie o Polakach szerzone za granicą a mające jako podstawę obserwację zachowania marginesu społecznego w Polsce. Także i nasze generalne spostrzeżenia dotyczące japończyków nie są niczym innym, jak tylko obrazem odbitym w krzywym zwierciadle naszych uprzedzeń.
Na podstawie naszych doświadczeń z japońską szkołą, skłonny jestem uznać za nader wskazaną współpracę naszego ministerstwa edukacji z japońskim. Na pewno i my jak i oni, wiele możemy się od siebie nauczyć. Dla dobra naszych dzieci.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czesto zagladam na blogi o japonii... Ale przyznam ze pierwszy raz trafilem na cos co krotko, w piekny sposob i z sensem mowi o tym kraju...

Savi pisze...

A mnie ciekawi ile zarabiaja nauczyciele w Japonii... Wiem ze na pewno wiecej niz w Polsce ale czy warto byc nauczycielem w japonii? Bo jak to napisales to dosc ciezka praca.

Um pisze...

Szczerze mowiac nie wiem ile zarabiaja.W Japonii kazda praca jest ciezka niestety. Praca po godzinach to norma, tutaj 8h dzien pracy to czysta fikcja. Dlatego gdy kobieta urodzi dziecko, musi zrezygnowac z pracy.

Anonimowy pisze...

Pomysl z dostosowaniem planu lekcji uwazam za doskonaly. Program owszem wazny, ale to co poza programem rownie wazne, jesli nawet nie wazniejsze. Nasi ministrowie edukacji mogliby sie wiele nauczyc od Japonczykow, bo np. mundurki nie wplynely w zaden sposob na podniesienie poziomu i warunkow edukacji.

Um pisze...

Nasi ministrowie pewnie myślą że opakowanie może mieć wpływ na smak cukierka. Otóż może poprawić smak dobrego, ale czegoś nie jest smaczne nie zamieni w hałwy Persji. Tak jak i Ty uważam, że na początkowym etapie edukacji, poza nauka pisania i podstawami matematyki, nacisk położony być powinien na kształcenie młodych charakerów a nie nauczanie.