Wracam o 10 kilo chudszy i bogatszy o znajomosć kolejnego języka.
Niby nic wielkiego ale jednak bardzo mnie cieszy, że w tych ostatnich dniach, moge dzwonić do Japończyków nie znających angielskiego i umawiać się na pożegnalne sake czy shochu z nimi.
Ucze się też robienia ich potraw, bo moja ostatnia konfrontacja z kiełbasa skończyła się bezsenną nocą. Zdecydowana poprawa nawyków żywieniowych niezmirnie mnie cieszy, a także fakt, że brzuszek odszedł już w cień historii i nic nie przeszkadza sznurować butów.





2 komentarze:
Do zobaczenia w innej bajce,Radku!!!(trawestacja z "Pana Kleksa",dziekujemy za wspolne chwile w Misaki!!!Szczesliwej POOOdrooozyyy!
Prześlij komentarz