wtorek, 5 grudnia 2006

世界バレー

Do Tokyo zjechałem w sobotę rano, W planach Shinjuku i Harejuku no i Ueno. Jednak ciągle myślałem o naszej siatkówce. Nigdy nie bylem fanem zawodów sportowych (jak już sport to nie w fotelu) ale tym razem chciałem to zobaczyć. Może po prostu chciałem spotkać trochę Polski.


Tak wiec spacerując po Harajuku zapytałem Noriko (miała wolne popołudnie więc miałem przewodnika) czy wie gdzie odbywają sie mistrzostwa. W 20 minut piechotą byliśmy na miejscu. Zakupiliśmy bilety (niezbyt kosztowne wiec trochę wysoko) i poszliśmy po zaprowiantowanie.


Browar i onigiri z tunczykiem i majonezem. To była moja mistrzowska dieta. Gdy weszliśmy na arenę zaczepił nas jakiś Japończyk i spytał jakie mamy miejsca, gdy dowiedział się że mamy miejsca w sektorze dosyć oddalonym od gry dał nam swoje bilety gdyż właśnie wychodził (z meczu Japonii) i w ten sposób zamiast siedzieć pod sufitem, wylądowaliśmy niżej nieco i dokładnie na środku. To był pierwszy dzień, emocje meczu z Bułgarią, ech, nasi pokazali co potrafią. Zdjęcia poniżej.



Arena



Polskie orły






Superman ;-)




Po meczu udałem sie celebrować zwycięstwo do restauracja z jakiniku. To taki japoński grill, który mieści się na stole i grilluje się na nim np żołądki, serca, języki, wątroby zwierząt, oraz normalne części ich ciała. Ja zaatakowałem te niespotykanie egzotyczne części i (poza żołądkami) wszystko było bardzo smaczne. Zasadniczo to dzięki ich sosom, z cytryna, sojowych i jakiś innych. Do tego odrobina sake, po czym udałem sie do hotelu gdyż już zdecydowałem że będę oglądał finał (Noriko także obiecała przyjechać w niedziele jej drużyna grać miała przed Polska). Tymczasem trochę fotek z mojego wieczoru w Tokyo.



Jakiniku, te okrągłe jak salami to język krowy, poza tym są tam serca i kawałki calbee. Smaczne bardzo. Polecam.



Uliczki takie znam....



Ebisu park, cóż może być bardziej Yebisu od wypicia Yebisu w parku Ebisu (browar Yebisu po naszym zwycięstwie osuszyłem w tymże parku, gdyż picie piwa w miejscach publicznych nie jest tutaj zabronione).



Drzewko w parku Ebisu (jedna z popularniejszych świątecznych choinek w Tokyo).



W cieniu tych drzew spocząć raczyłem.


Po czym zaczął sie drugi dzień, poranek przywitał mnie piękna pogodą wiec zacząłem od zwiedzania (mecz Polski miał się odbyć około 20, Japonii nieco wcześniej więc umówiliśmy się z Noriko na 16 przed Arena).



Tak było tego dnia.



Jednak jak pojawiliśmy się przy stadionie nie było już biletów. I zdecydowaliśmy sie czekać na koniec meczu z Japonia i wówczas była szansa że ktoś wychodząc zechce odsprzedać nam swoje bilety. Ale.........


Ale Japonia czasem zaskakuje, czasem strasznie sponiewiera innym razem utuli. Zupełnie jak ich jedzenie, od najpyszniejszych rzeczy po nato albo marynowane w wątrobach kałamarnice. Tak wiec Japonia wyszła do nas na spotkanie w postaci pana w garniturze i z identyfikatorem podobno jakiegoś przedstawiciela organizatorów, zapytał co tutaj robimy, ja na to: Polando kala kimaszta (jestem z Polski) i to wystarczyło, Noriko trochę z nim po japońsku, pokłanialiśmy się trochę, a on wyciągnął bilety i po prostu nam dał, powiedział ze jesteśmy zaproszeni, nie wziął ani grosza, nic a miejsca były przednie, bardzo blisko do boiska, sam dolny sektor przy prasie i komentatorach z wszelkich państw świata. Ech...... Ech......


A tak to wyglądało drugiego dnia:



Saito w ataku (Japonia - Rosja)



No niestety Japonia przegrała i jak sie niedługo potem okazało Polska także...



Przed meczem finałowym





Przegraliśmy, ale srebro tez niezłe. Wracałem do Misaki w dobrym nastroju, Polska wywalczyła srebro, a ja znów miałem bardzo miłe przygody z Japonią. Oby tylko takie już zawsze.

Brak komentarzy: