poniedziałek, 19 lutego 2007

Narty w Alpach........ Japońskich ;-D

Nagano. Około 6 godzin jazdy z Misaki. Zaproszenie do domu mojego japońskiego opiekuna-profesora. Ma on zwyczaj rozpoczynać wakacje zimowe w swoim domku w górach razem ze swoimi współpracownikami.Tak więc wyjazd jest wieczorem w piętek po zakończeniu pracy (około 8 wieczorem) po czym spotkanie na dużym parkingu-markecie na autostradzie i wspólny posiłek Profesora jego rodziny (żona i dwójka dzieci 7 i 4 lata). Po przyjeździe na miejsce około 2 w nocy bynajmniej nie sen. O nie. Wspólna "rozgrzewaniowa" impreza przy kozie (na zewnątrz było około -9st i wewnątrz też przez jakiś czas). Kto zna rodzaj japońskiego budownictwa wie jak ciężko uzyskać w tych konstrukcjach dodatnią temperaturę przy ujemnej na zewnątrz. Niemniej nam udało się to szybko za sprawą stosowania indywidualnego ogrzewania zasilanego dobrym japońskim etanolem z ryżu. Do tego odrobinę rodzimego piwa produkowanego ze sprowadzanego z polski między innymi chmielu. Poranek w świetnych nastrojach pogoda na 5 z plusem. Na stoku mało ludzi więc wielka frajda nieprzerywana postojem w kolejce. UG miał pierwszy raz w życiu narty na nogach i jak przystało na Japończyka nauczył się nimi posługiwać perfekcyjnie! Niewiarygodne ale prawdziwe. Po nartach (o 16:30 zamknęli wyciągi) obowiązkowy onsen. Wszak góry słyną z tych 40 stopniowych kałuż pełnych nagich ludzkich ciał. Po wstępnym szoku z powodu widoku bliżej nieokreślonej ilości fallsów zacząłem czerpać ogromną radość z taplania się w kałuży 40 stopniowej wody w kaskadach padającego na mnie śniegu! Szkoda że nie wziąłem aparatu, ale z drugiej strony przez innych mógłbym być odbierany jako zboczeniec, wiec tego widoku nie będe w stanie pokazać, ale uwierzcie mi, było CUDOWNIE.


Wieczorem Nabe party i rozmowy o życiu i śmierci do 4 nad ranem (jak w Polsce niemalże). Kolejny dzień to leniwy wypoczynek w domku, sprzątanie (gdyż pracownicy wracają do pracy a śmieci naprodukowali sporo - było nas 6 osób). No i powrót. Ech...... Nagano i ta sake, słodkawy smak ryżowego nieba....



Widok z balkonu domku.



Na balkonie z Eri, Mamo-san i dwójką urwisów.



Na stoku - Mamo-san to Tomba la Bomba, naprawdę jest niezły, to on nauczył UG (żółta kurtka) korzystać z nart.



Widoczek na jedna z górek. Ja stoję na wysokości 1600mnp, domek był na 1500mnp. Odlotowo. Różnicę ciśnień najłatwiej zauważyć można było na paczkach chipsów przywiezionych z Misaki - zwiększyły swoją objętość grożąc eksplozją.

Brak komentarzy: