piątek, 2 marca 2007

Jestem trochę na nie

Musze to napisać bo nie wytrzymam.


Mam tutaj jakieś 3 metry ode mnie japońskiego kolegę. Po doktoracie, starszy o dekadę. Wyglądem nie będę się tutaj zajmował chociaż z antropologicznego punktu widzenia jest to zagadnienie nader ciekawe. Zostawmy jednak wygląd, wszak każdy z nas może w pewnych kręgach zostać uznany za „innego” żeby nie powiedzieć „obcego”.


Zajmijmy się problemem jedzenia i towarzyszących temu odgłosów.


Przyzwyczaiłem się już do tego, że jak japończyk je sobę, udon, albo inny makaron (ramen) to siorbie na potęgę. To w połączeniu z czystym stołem wokół talerza, wydaje mi się teraz naturalnym sposobem jedzenia tych nichonspagetti. Ale to co wyrabia ten koleś, no to jest mistrzostwo świata.


On chyba uwielbia wszelkie dźwięki związane z jedzeniem. Cokolwiek nie przyniesie (i tu zaznaczam, zawsze je w pokoju wręcz na klawiaturze swojego komputera) wciąga to w paszczękę jakby to był udon, po czym przeżuwając nie zamyka paszczy. Jako że otwór wlotowy jest naprawdę okazały takież i nagłośnienie oferuje. Jak jeszcze jest jakaś chrząstka czy twardsza roślinka, gryzienie zamienia się w popis gryzienia. No ale mlaskanie to już naprawdę odlot. W połączeniu z przełykaniem napoi (takoż głośnym) doprowadza mnie do szału. Zwłaszcza gdy mam jakiś nożyk na gardle typu pilna praca, nie mogę wysiedzieć z nim w jednym pokoju. No tak, jeszcze oddychanie. Kiedyś nagram dziada i postaram się wam pokazać co muszę przeżywać. TO OKROPNE.


I nie tłumaczy go przynależność do azjatyckiej kultury, jest jedynym człowiekiem spotkanym tutaj który nie dość, że ma wykształcenie (jest bardzo dobry w swojej dziedzinie) to jeszcze ma w nosie otoczenie. To się raczej japończykom nie zdarza. Dziś wysiedziałem cały koncert ale czasem……… ech

Brak komentarzy: