czwartek, 25 stycznia 2007

Broken mind

Dziś cały dzień do śmietnika.


CAŁY.


Tak bywa coraz częściej.


Na początku rozorałem swoją wiedzę kilkoma szybkimi doświadczeniami a teraz nie potrafię z powrotem jej do kupy pozbierać.


Znaczy, wszystkie z odkrytych fenomenów nadal pozostają fenomenami i nie wiem jak je wpisać w fizjologie plemnika ryby. Próbuje nowych narzędzi a te, jak to nowe, nie leżą dobrze w ręce. Więc będę potrzebował z kilku dni na rozruch.


Tymczasem przyjechali studenci na kurs organizowany przez naszą (wysuniętą w stronę oceanu) placówkę.


Ja także zostałem włączony do tego projektu i na moja prośbę trochę słodkowodnych plemników w akcji będę mógł im pokazać. A jako, że jestem „nauczający” dostąpiłem zaszczytu zamówienia obiadów (o 18 serwowanych wiec raczej kolacji) w niepowtarzalnej cenie 500 jenów (lunch całe 400 jenów kosztuje). Dziś poza wieprzowiną z warzywami na ciepło i zupki miso było saszimi. 6 kawałków tuńczyka (naprawdę sporych) i dwa kawałki kałamarnicy (nadzwyczaj smacznej i mięciutkiej tym razem). Oczywiście sos sojowy i pasta wasabi w komplecie (że nie wspomnę o ryżu). Tak więc tanim kosztem pozażywam sobie uroków tutejszej kuchni co często więcej ma wspólnego z krojeniem niż gotowaniem (suszi, saszimi).


No i w sobotę wieczorem chcemy iść (grono „pedagogiczne”) do restauracji Mori-sana na przysłowiową kawę. Z przysłowiowej kawy zawsze robi się całkiem nieprzysłowiowe kalifornijskie wino i śpiewanie na całego. Ostatni raz bawiłem tam na początku grudnia.


Zawsze to jakiś sposób na podbicie kondycji zbolałej duszyczki.


Tymczasem pogoda zrobiła się piękna. Chciałem jutro pochodzić znów po plaży w czasie odpływu ale w związku ze stratą jednego dnia nie będę miał wolnego do soboty wieczorem.


Nic mi nie wychodzi odkąd z Polski wróciłem. Chyba kogoś mi brak obok.


Kogoś ważnego.



Czasem potrzeba tylko wybrania wlasciwej perspektywy.....

Brak komentarzy: