czwartek, 11 stycznia 2007

Powroty c.d.

Powrót okazał się bardziej trudny niż myślałem. Nie wystarczy wrócić, trzeba jeszcze od nowa wszystko zacząć. Ale nic to. Słów kilka o Bożonarodzeniowych obyczajach w Japonii. Oczywiście święto to podobnie jak w Polsce ma tutaj swój wymiar marketingowy i w odróżnieniu od Polski nie ma wymiaru duchowego. Ma za to inny wymiar, wymiar cielesny. Noc 24 na 25 grudnia lub kolejne, spędzić należy w łóżku z ukochaną osobą. Delikwent nie posiadający takowej musi się naprawdę postarać, bywa, że jest przez „środowisko” delikatnie przymuszany. Presję tę czują osoby raczej z młodszych roczników, z tym, że tutaj młodzież to jeszcze 30-to latkowie. Czy trzeba by ten zwyczaj przenosić do Polski? Myślę, że nie trzeba. Zresztą w Japonii też nie wiadomo skąd się wziął. Być może jest on promowany na podobnych zasadach jak i zwyczaj dawania sobie czekoladek w walentynki (dziewczyny dają czekoladki chłopakom). O podtrzymanie zwyczaju z czekoladkami co roku walczą producenci słodyczy. Kto może stać za zwyczajem Bożo-Narodzeniowym? Być może United Colors of Benneton (sprzedaje on sporo prezerwatyw w Japonii)? Poza tym nowy rok zaczyna się już przyjemnie, to właśnie w czasie odwiedzin noworocznych Japończycy wręczają prezenty, głównie dzieciom. Panuje tu zwyczaj obdarowywania dzieci pieniędzmi zapakowanymi w ładne papierowe opakowanie. Bardzo przypomina mi to zwyczaj „winszowania” na Śląsku. Również i w Japonii dzieci z okazji Nowego Roku odwiedzają jak największą liczbę osób ze swej rodziny. 7 stycznia spożywa się specjalną potrawę, rozgotowany ryż z 7 ziołami. To postne danie ma symbolizować konieczność zaprzestania uczt noworocznych (jakże tutaj powszechnych już z końcem grudnia). Jest także zwyczaj jedzenia omoczi (ciastko ryżowe, bardzo ciągnące) najczęściej maczanego w sosie sojowym z dodatkiem cukru. Omoczi symbolizować ma elastyczność i siłę (niełatwo oderwać kawałek, ciągnie się jak guma) której Japończycy życzą sobie z nowym rokiem. W ogóle w tym czasie najróżniejsze wersje omoczi królują w sklepach. I muszę przyznać, że są bardzo smaczne.



Pożegnalna herbatka (zielona) na przystanku autobusowym w abaratsubo. Są tutaj 3 straganiki i w każdym z nich staruszka, a wszystkie są moimi dobrymi przyjaciółkami. Nie sądziłem, że tak szybko do nich wrócę... czas jest nieubłagany.



Widok na góre FUJI z samolotu. Naprawdę góruje nad krajobrazem wyzierając spoza chmur. W zasadzie 99% roku całą Japonię pokrywają jakieś chmury.



Danie 7 stycznia serwowane we wszystkich strzegących tradycji domach japońskich. Tutaj już dosyć mocno napoczęte.



Cukier z symbolem imperatora. Takie cudo dostać można tylko w pałacu imperatora. Można się nim zasłodzić tuż przed wypiciem zielonej herbaty w trakcie ceremoniału jej przyrządzania (sado).



To ciastko ryżowe czeka od Nowego Roku aż do 12 stycznia na zjedzenie. Czyli już jutro można się poczęstować.



A oto jakim widokiem czasem wita mnie moje kochane abaratsubo w drodze do pracy (poprzez parking). To coś białego to Fuji san. Niestety moja amatorska kamerka nie wychwyciła dobrze nastroju takich chwil. Ma się wrażenie, że góra po prostu cię staranuje. Jest naprawdę potężna (ponad 3700 metrów nad poziom słonej H2O.

Brak komentarzy: